Wylądowaliśmy w Auckland!
Zanim jednak tu dotarliśmy, spędziliśmy przyjemne popołudnie w Sydney, które upłynęło na lekkim jet-lagu i spacerze w okolicy opery i mostu Sydney Harbour Bridge, na który zresztą planujemy się wspiąć po powrocie do Australii w kwietniu. Sydney skojarzyło nam się z mieszanką Wielkiej Brytanii ze Stanami Zjednoczonymi, ale to tylko pierwsze wrażenie po krótkim przystanku, więc zweryfikujemy to w dalszej części podróży. Późnym popołudniem zapakowaliśmy się do samolotu do Auckland.
Podróż trawła niecałe trzy godzinki, a samolot przypominał bardziej autobus z niewygodnymi siedzeniami. Już przy wypełnianiu druczku dla immigration można było zauważyć jak bardzo dbają tu o nienaruszenie przyrody i ochronę przed zanieczyszczeniami z "zewnętrznego świata". Pytania w stylu czy przywozisz rośliny, glebę, czy masz ze sobą używany sprzęt outdoorowy i czy w ostatnim czasie chodziłeś po lesie dawały do myślenia... W trakcie kontroli celnej oglądali nawet podeszwy naszych butów trekkingowych, czy przypadkiem nie ma na nich jakichś fragmentów roślin i gleby. Następnie zostaliśmy obwąchani przez miłego labradora, który jednak nie zainteresował się naszym bagażem, choć wyglądał jakby się uśmiechał :)
Dotarliśmy do hotelu przy lotnisku i to tyle na dzisiaj, bo tu już jest po pierwszej w nocy, czyli czas spać...oby się udało zasnąć ;)
A zanim dorobimy się zdjęć z Auckland, wrzucamy fotki z Sydney.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz